Zaczniemy od zagadki matematycznej:
Ile godzin zawiera się w jednej dobie? ...? Podpowiedź: nie, nie 24h. Po dłuższym zastanowieniu, odpowiedź była zaskakująca nawet dla nas! Nie wiem czy ma to znaczenie, że ów omawianym dniem jest 13. dzień miesiąca, ale nasz „ciekawy przypadek” miał aż 30h. Nie mozliwe? A jednak... Zagięcie czasu i przestrzeni wchłonęło aż 6h i zajęło jakieś 3 pory roku – chłodną jesień w Warszawie, ostrą zimę w Toronto i środek lata w Havanie. 3 samoloty, sumarycznie 4 państwa i już jesteśmy na miejscu.
Przygodę zaczynamy w północno-zachodniej części Kuby w Vinialez, do którego docieramy o 3 nad ranem, 14. Listopada. Kierowca, który zabrał nas z lotniska w Havanie, mknął swym starym peugeotem 106 tyle ile maszyna pozwoliła – jakies 100/h przez ok. 180km (patrząc na zewnętrzny i wewnętrzny stan samochodu – było to osiągnięcie samo w sobie).
Vinialez przywitało nas ciemną nocą i otwartymi ramionami gospodarzy. Pierwszy nocleg w „casa dra. Anara i Didier” przebiegł zbyt szybko w porównaniu do 36h podróży.
Rano zjadlysmy obfite śniadanie w „kasie” (5cuc osoba) po czym ruszyłysmy w miasto. Pierwsza wycieczka do banku (wymiana peso wymienialnego CUC na niewymienialne CUP), potem do „kiosku” z kartami internetowymi (5 cuc karta 5h), dalej zakupić bilet powrotny do Havany („na pojutrze” 12 cuc osoba) i na końcu zasiadamy w knajpce na pierwszym kubańskim mohito 2,8 cuc i canchanchara 3,5 cuc.
Nieco zmiękczone kubańskim rumem ruszamy dalej. W poszukiwaniu wody i ogrodu botanicznego. Wody w sklepie zabrakło, a w drodze do ogrodu botanicznego zagadał do nas pewien Kubanczyk. Niby nic podejrzanego, niby na nic nie nagabywał, nic nie reklamował, a tymczasem znalazlysmy się w fabryce tytoniu, rumu i kawy. I niby za nic nie trzeba było płacić, a jednak zostawiamy tam 102 peso niewymienialnych i wychodzimy z flaszką rumu, 30-stoma cygarami i z brzuszkiem pełnym Coco loco.
Dowiedziałyśmy się, ze warto kupować cygara u lokalnego dostawcy (nie w renomowanym sklepie) z trzech powodów:
1. Nie zawiera chemicznych dodatków;
2. Pozbawione są niemal w 90% szkodliwej nikotyny;
3. Wykonane są z naturalnych składników i „wykonczone” są miodem nadającym im posmak i aromat.
Wiemy też, że koktajl pity wprost z kokosa z wodą kokosowa, sokiem ananasowym i rumem to „coco loco” co w wolnym tłumaczeniu oznacza „szalony kokos”. To jak bardzo jest szalony zależy od tego ile rumu wlejemy sobie do kokosa...
Po nieplanowanej wycieczce wracamy na główna ulicę Vinialez gdzie lekko posmyrame głodem szukamy szybkiego, taniego jedzenia. Finalnie lądujemy w knajpce na spaghetti z serem 1,6cuc) i kolejnym drinku (1,5cuc) i kiedy w końcu nadszedł czas na ogród botaniczny, decydujemy się wrócić do „kasy” na siestę.
Wieczór upływa dwojako – jednym w rytmie szalonej salsy, a drugim na odsypianiu jednej z najdłuższych podróży życia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz