Rozwijane Menu

17 czerwca 2018

Islandia dzień 11 - Ekstremalny wodospad!

Troszkę zaspaliśmy... Przywitała nas godzina 11:00! Nim się spakowaliśmy, zjedliśmy to było już po 12-stej.... Nie martwimy się tym za bardzo bo przecież można zwiedzać całą dobę. Jedyne co może przeszkadzać to nieco gorsze światło do zdjęć. Nasze hasło przewodnie to „ciemniej już nie będzie”.
Dzień 11 jest też pierwszym dniem, w którym co chwilkę padał przelotny deszcz.
Pierwszą atrakcją dnia są gorące źródła Deildartunga z basenem termalnym (my nie skorzystaliśmy, ale dla chętnych: cena ok 4000 ISK).

Była to bardzo szybka wizyta.
 W kolejnym punkcie wycieczki zahaczamy o dwa wodospady: Barnafoss i Hraunfossar.
Wzdłuż wodospadów podążamy ścieżką z co rusz innymi punktami widokowymi.  Wodospady naprawdę ciekawe.
Topem topów wodospadów Islandii był nasz kolejny punkt wycieczki – najwyższy wodospad na wyspie mierzący 198 metrów wysokości – GLYMUR. Wycieczka na niego była inna niż dotychczasowe. 
Po drodze czekało nas kilka atrakcji: przejście przez jaskinię, przez zimna wodę (trzeba było ściągnąć buty), wspięcie się w górę po drogach ubezpieczonych liną! Super!
  
Na górze oprócz zapierającego dech w piersiach wodospadu nakrapianego deszczem czekała nas kolejna atrakcja: zejście inną drogą! Oczywiście na własne życzenie (możliwy jest powrót tą samą drogą). 
Aby przedostać się na drugą stronę wodospadu, kolejnym raz  musieliśmy przeprawić się przez rzekę. Tym razem bez ułatwień. Co niektórzy z powodu przeszywającego  zimna zgubili w rzece spodnie z telefonem. Na szczęście udało się je ocalić. Szlak w drugą stronę niestety nie był oznakowany (nie udało nam się znaleźć oznaczeń):dlatego część z nas schodziła lewą stroną, a część prawą.
Razem spotkaliśmy się w gęstwinie islandzkiego „lasu”. Ku naszemu zdziwieniu w ów dziwnych krzakach nie umieliśmy się odnaleźć. Słyszeliśmy siebie nawzajem, ale nie potrafiliśmy się namierzyć wzrokiem. Ostatecznie udało nam się znaleźć ścieżkę. Glymura zostawiamy za sobą i czym prędzej jedziemy dalej.
Przed nami jedna z głównych atrakcji Islandii- Park Narodowy Þingvellir (Thingvellir), który wpisany jest na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Dla Islandczyków jest to miejsce ważne z punktu widzenia historii bowiem jest to miejsce spotkania pierwszego islandzkiego parlamentu. Globalnie, jest to miejsce ważne z uwagi na styk dwóch płyt tektonicznych: euroazjatyckej i północnoamerykańskiej.


W jednej ze szczelin - SILFRA - możliwe jest nurkowanie. Podobno płynięcie samym wąwozem to nic szczególnego, ale atrakcyjności dodaje najczystsza i najbardziej przejrzysta woda na świecie. Widoczność pod wodą sięga niemal 100 m (wg przewodników i nurków islandzkich).
Po spacerze wśród ptaków, gęsi i szczelin wąwozu zawijamy się się do samochodu i jedziemy szukać miejsca na nocleg.
Pojechaliśmy sprawdzić wypatrzone na mapie pole namiotowe położone niedaleko ciepłego źródła. W źródle miejsca dla 4-5 osób więc warto zerknąć!

Bez problemu docieramy do miejsca, w którym powinno być ów źródło. Tabliczki ostrzegające przed gorącą wodą są... napięcie rośnie. Nie słychać żadnych głosów więc może źródło jest wolne... Tylko kurcze. Gdzie ono jest? I oto zorientowaliśmy się, że stoimy tuż obok.
Źródło to w rzeczywistości źródełko, oczątko wodne i średnicy może 50 cm, głębokości 20 cm... Może i 4 osoby się zmieszczą, ale tylko stopami...
Jedziemy na pole namiotowe usytuowane niedaleko i zostajemy na noc. Kosz pola w Laugarvatn to 1300 ISK/osoba (jest gorący prysznic, toalety, nie ma kuchni).


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz