Jako, że śniadanie mamy w cenie to niczym się nie przejmujemy (zastanawianie się gdzie i co będziemy jeść potrafi przysporzyć dodatkowych kropel potu na czole...). Świeże owoce i tost z dżemem to całkiem niezła dawka energii. W tym miejscu warto nadmienić iż należy przyglądnąć się swojemu jedzeniu gdyż mrówki faraonki potrafią wleźć dosłownie wszędzie :)
Czas popołudniowy spędzamy na niewielkich zakupach i szybkiej przekąsce. W napięciu oczekujemy nadejścia godziny 15.
Dziś wycieczka popołudniowo-wieczorna. W planach kąpiel w lokalnym źródełku, później wizyta w jaskini nietoperzy (będąca także świątynią), a na koniec oglądanie wylotu nietoperzy z jaskini.
Źródełko duże, woda okazuje się nie być taka zimna. Rozbieramy się choć mamy pewne opory widząc tutejszych ludzi pływających w spodenkach i bluzkach.
Pytam się naszej przewodniczki (tym razem jest nią młoda dziewczyna o imieniu Mo) o to czy wypada byśmy się rozebrały skoro wszyscy są jacyś tacy ubrani...?
Okazuje się że nie ma problemu. Lokalesi ponoć są do tego przyzwyczajeni... Nie czekając ani chwili wyskakujemy z ciuchów i gnamy do wody. Cóż - dla jednych określenie "woda nie taka zimna" ma zupełnie skrajne znaczenie dla innych. Połowa z nas rozkoszowała się rześką wodą, druga połowa odliczała czas do końca tej pozornej przyjemności :) W końcu Mo, sygnalizuje, że trzeba wychodzić.
Ubieramy się i jedziemy do następnego punktu - jaskini nietoperzy.
Na wstępie każdy dostaje latarkę i idziemy zwiedzać.
Na suficie wiszą ogromne ilości nietoperzy. Idąc głębiej widzimy biegające po ziemi karaluchy. Nietoperze powoli budzą się do życia. Za chwilę będą leciały do dżungli "na kolację".
Dowiadujemy się, że w jaskini żyją dwa gatunki nietoperzy. Niestety ich nazwy gdzieś nam umknęły. Wiem, że jeden jest mały i żyje w szczelinach, a drugi jest znacznie większy.
Wychodząc z jaskini Mo pokazuje nam tarantulę, która mieszka w skalnej dziurze tuż przy wejściu/wyjściu.
Po wyjściu, podjeżdżamy do miejsca skąd będziemy oglądać wylot nietoperzy. Za chwilę pojawiają się busy pełne turystów. Robi się ciasno...
Czekając na wylot nietoperzy jemy owoce i przyglądamy się jak rośnie ananas w naturze.
Zaczyna się. Niebo pokryła ciemna smuga przypominająca coś na kształt dymu z komina. Do tego świadczący dźwięk. Smuga ciągle się powiększa, a dźwięk nasila. Trzeba przyznać, że robi to piorunujące wrażenie. Coś niesamowitego. Nasza obserwacja trwa prawie godzinę. Na niebie wyraźnie widać autostradę do dżungli :)
Oczywiście znajduje się kilka osobników, którym nie chce się daleko latać i latają między nami.
Robi się ciemno, a my postanawiamy wracać do hostelu gdzie rozliczamy się za wycieczkę (600 thb/osoba).
Wieczorem testujemy zakupione wcześniej lokalne trunki i bookujemy sobie nocleg w Bangkoku, do której nazajutrz wracamy.