Plan nieco się skomplikował ponieważ ja (Beata) musiałam dojechać z Poznania (tam odbywam obecnie szkolenie). Z dziewczynami umówiłam się we Wrocławiu. Przy małych utrudnieniach po 8 już siedziałam z nimi w aucie i jechałyśmy w stronę Karpacza. Niestety w tym dniu nastąpiły duże opady śniegu i nasza sprawna podróż okazała się małą drogą przez mękę. Przed 22 udało się nam dojechać do Karpacza ...ledwo wysiadłyśmy z samochodu, a Monia z Martą już gotowe do drogi! Ruszyły zatem przodem, przecierać szlak :) Ja z Sonią po przepakowaniu wyruszyłyśmy tuż za nimi – 20 minut później :D
Trasa prosta od świątyni Wang sprowadzonego z Norwegii (zwanej przez resztę naszego towarzystwa Ming) w 1,15h mieliśmy dojść do schroniska. Niestety świeży śnieg mocno utrudniam nam drogę, która w ciemności i tak się już bardzo wydłużyła. Próbowałyśmy z Sonią dogonić dziewczyny, które wypruły jak strzały. Nawet widziałyśmy światła latarek i co rusz przyspieszałyśmy kroku... okazało się że gonimy ekipę z psem o_O (byli równie zaskoczeni jak my. W końcu ktoś ich „śledził'). Całe szczęście po krótkim czasie dziewczyny też udało się dogonić. W schronisku byłyśmy przed 24. Na przeciw wyszła po nas dość spora ekipa powitalna :). Reszta wieczoru minęła nam pod znakiem rozmów i napojów szlachetnych ;).