Po stosunkowo krótkiej i mało przespanej nocy, pozbieraliśmy się i czym prędzej pojechaliśmy w stronę odprawy. Spieszyliśmy się tym bardziej, że miejsce, w którym spaliśmy okazało się być jakąś boczną drogą dojazdową i od 5 rano przejeżdżały obok nas koparki, ciężarówki i pracownicy portu.
W trakcie odprawy okazało się, że rezerwacja biletu, którą robiliśmy dzień wcześniej zawierała się na trzy osoby i w ząb nie wiedzieliśmy dlaczego Beata miałaby z nami nie pojechać? Całe szczęście można było dokupić jeden bilet na miejscu.Tuż za bramkami, pracowniczka promu zmierzyła wysokość samochodu (specjalnie się przepakowywaliśmy aby zaoszczędzić 40 euro). Pokierowała nas do wjazdu nr 4. Tam z kolei Pan, który ku naszemu zaskoczeniu mówił do nas łamaną lecz bardzo zrozumiałą polszczyzną stwierdził, że auto jest jednak za wysokie i kazał nam zaparkować z boku i czekać. Ostatecznie potraktowali nas jak dużo większy samochód i ustawili pomiędzy tirami :)
Wysiedliśmy z autka aby przetransportować się na pokład i ku naszemu zaskoczeniu błądziliśmy pomiędzy tirami w poszukiwaniu wejścia na dek. Wszyscy byli zajęci, nikt nie chciał nam wskazać miejsca wejścia. Byliśmy jak te zagubione owieczki chodzące w prawo i w lewo... Ostatecznie po jakiś 15 minutach udało nam się znaleźć drzwi. Niestety w między czasie zgubiłyśmy Bogusia... Jego telefon nie odpowiadał, a prom był bardzo duży. Całę szczęście, że zadziałało jego gadu-gadu i udało nam się w końcu spotkać.
Prom był dla nas nietypowy. Sam "rejs" trwał niecałe 3 godziny, a na pokładzie grała kapela na żywo i był dancing. Ludzie pili i bawili się niczym w noc sylwestrową. Poza tym była tam też dobrze wyposażona perfumeria i sklep bezcłowy. Udało nam się kupić kilka słodkości.
W końcu przyszedł czas na pospacerowanie po Talinie. Wąskie, malownicze uliczki, sporo kościołów i stare mury obronne miast robią wrażenie. Po drodze "zaliczyliśmy" niemal każdy sklep z suverniami :)
Jedną z największy świątyń znajdujących się w mieście jest ogromna cerkiew - Sobór św. Aleksnadra Newskiego. Niestety w środku częściowo zastawiona rusztowaniami... Nie można także było robić zdjęć.
Na sam koniec znaleźliśmy dziwną wystawę. Niby taka armia terakotowa, ale jednak nie do końca. Kolorowe postacie najprawdopodobniej większy efekt robią wieczorem ponieważ do każdej z postaci podpięte były kable, a w okół były ogromne reflektory. Tego jednak nie było dane nam zobaczyć. W końcu przed nami jeszcze podróż do Rygi.
Dla odmiany na drodze zamiast śniegu czy deszczu pojawiła się mgła :)
Nocne zwiedzanie RYGI :)
Ryga zrobiła na nas większe wrażenie. Wąskie uliczki, place i kościoły były niesamowicie puste i podświetlane.
Najbardziej podobał nam się Dom Bractwa Czarnogłowych w wieczornej scenerii i ogromny podświetlony most.
Po zwiedzaniu ruszyliśmy za miasto w poszukiwaniu noclegu. Zatrzymaliśmy się przed granicą Łotewsko-Litewską na parkingu przy stacji benzynowej :)
Witam fajne zdjecia . Pozdrawiam - Obyscie wrocili cali i zdrowi .
OdpowiedzUsuńDzięki! Udało się wrócić cało :) Pozdrawiamy!
OdpowiedzUsuń