Umówiłyśmy się z Hanią na poświąteczny wyjazd w góry. Mówiąc
„poświąteczny” miałyśmy na myśli sobotę 27-go grudnia. Ostatecznie stanęło na
tym, że w piątek miałyśmy wysłać Hance sms z informacją „o której wyjeżdżamy”.
SOBOTA
Cisza w eterze… Hania nie dała znaku życia. O co chodzi? To
do niej nie podobne. Poranna konsternacja – jedziemy, nie jedziemy? O co
chodzi. Zgodnie z Beatą stwierdziłyśmy, że z perspektywy czysto ekonomicznej
nie opłaca nam się jechać samym… Ślemy zatem kolejne informacje do Hani. W końcu dochodzi godzina 8. Powinnyśmy
już wyjeżdżać. Dzwonimy – nie odbiera…
Ostateczna decyzja – nie jedziemy.
W końcu, popołudniu udało nam się dodzwonić do Hani, która
jakby nigdy nic pyta co tam słychać? Nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:
- S: wszystko w porządku?
- H: no tak. Piłujemy drewno. A co się stało?
- S: no miałyśmy jechać w góry…
- H: no wiem. Jutro jedziemy.
- S: Hania, miałyśmy jechać w sobotę.
- ….cisza w telefonie…
- H: a jaki dziś jest dzień?
- S: ..sobota.
- …znowu cisza…
- H: ojej. To dzisiaj jest sobota?!