Rozwijane Menu

29 grudnia 2014

Poświąteczne poszukiwanie śniegu!

Umówiłyśmy się z Hanią na poświąteczny wyjazd w góry. Mówiąc „poświąteczny” miałyśmy na myśli sobotę 27-go grudnia. Ostatecznie stanęło na tym, że w piątek miałyśmy wysłać Hance sms z informacją „o której wyjeżdżamy”.

SOBOTA
Cisza w eterze… Hania nie dała znaku życia. O co chodzi? To do niej nie podobne. Poranna konsternacja – jedziemy, nie jedziemy? O co chodzi. Zgodnie z Beatą stwierdziłyśmy, że z perspektywy czysto ekonomicznej nie opłaca nam się jechać samym… Ślemy zatem kolejne informacje do Hani. W końcu dochodzi godzina 8. Powinnyśmy już wyjeżdżać. Dzwonimy – nie odbiera…

Ostateczna decyzja – nie jedziemy.

W końcu, popołudniu udało nam się dodzwonić do Hani, która jakby nigdy nic pyta co tam słychać? Nasz dialog wyglądał mniej więcej tak:
  • S: wszystko w porządku?
  • H: no tak. Piłujemy drewno. A co się stało?
  • S: no miałyśmy jechać w góry…
  • H: no wiem. Jutro jedziemy.
  • S: Hania, miałyśmy jechać w sobotę.
  • ….cisza w telefonie…
  • H: a jaki dziś jest dzień?
  • S: ..sobota.
  • …znowu cisza…
  • H: ojej. To dzisiaj jest sobota?!
I zaczęła swoje przeprosiny. Nasza zakręcona Hanka myślała, że sobota będzie w niedzielę. A raczej myślała, że sobota była piątkiem. Była kompletnie zaskoczona i zdziwiona tym co się stało. Ostatecznie umówiłyśmy się na niedzielę :)

NIEDZIELA
Wyjeżdżamy o godzinie 8:00 z Siemianowic. Jedziemy w stronę Żabnicy. Trasa: Żabnica – Hala Boracza – Redykalny – Lipowski – Rysianka – Żabnica.
Naszą wędrówkę rozpoczęłyśmy od skierowania swoich kroków na Halę Boraczą. 
Trasa stosunkowo krótka, zajęła nam nieco ponad godzinkę. Dlaczego poszłyśmy właśnie tam? Otóż – przynajmniej raz w roku musimy zjeść boraczową jagodziankę. Co jak co, ale być w okolicy i nie wstąpić na jagodziankę to grzech! Kto jeszcze nie był lub był i nie jadł – koniecznie spróbujcie. Właścicielka serwuje swojskie jagodzianki. Dziennie świeże i pachnące!
Następnie ruszyłyśmy w stronę Rysianki, wybierając dłuższą trasę wiodącą przez Redykalny Wierch i Halę Lipowską. Co najważniejsze – śnieg udało nam się znaleźć. Było go całkiem sporo! :)
Aby nie tracić czasu nie zatrzymywałyśmy się po drodze. Drugą „przerwę” miałyśmy dopiero na Rysiance, która pękała w szwach od napływu sylwestrowiczów. Szybko zjadłyśmy i pośpiesznie ruszyłyśmy w kierunku samochodu ponieważ robiło nam się już zimno.
Zwieńczeniem całej „wycieczki” był mój fenomenalny zjazd na dupolocie. Beata pierwszy raz stwierdziła, że jej jest zimno i nie jedzie, a ja – jak to ja – stwierdziłam, że nie po to targam dupolota w plecaku żeby z niego nie skorzystać! Pierwszy zjazd, z powodu kamienistego podłoża, nie należał do najlepszych za to drugi… Drugi to jakaś kompletna kiszka. Z mojego nowego, wypasionego dupolota z grubą gąbką zostało naprawdę niewiele. 
Udało mi się przejechać przez taki kamień, który nie dość, że zniszczył mojego nowego dupolota (z którego odpadł duży kawałek plastiku i amortyzująca pianka) do tego rozciął moje spodnie, getry, majtki i uwaga – mój zadek też! Na jakiś czas wyleczyłam się ze zjazdów na dupolocie.
 Ot! Co! J
Na sam koniec wycieczki przyjęliśmy kolędników w samochodzie J

Długość trasy: ok 16 km
Trasa: Żabnica (czarny) –> Hala Boracza (żółty) –> Redykalny (żółty) –> Lipowski (żółty) – Rysianka (zielony) – Żabnica