W drodze do Bielska zaczyna padać, telefon od Rudej, że w mieście też leje no ale nie zrażamy się i jedziemy dalej. Z dziewczynami spotykamy się na Placu Pigal. Wszyscy w komplecie, to ruszamy. Na Szyndzielnie można wjechać kolejką, ale po co to robić jak można iść na nogach?.
Droga na szczyt zajmuje około 2 godzin. Dlatego zwarte i gotowe ruszyłyśmy. Wszystko szło dobrze, ale niestety na 30 minut przed szczytem nasza koleżanka stwierdziła że nie może już iść (tylko z jej znanych powodów). Pod żadną namową nie udało nam się jej przekonać. Dziewczyny stwierdziły abyśmy weszły same, a one już zejdą, ale wchodziłyśmy razem to i schodzimy.
Na zachód słońca się nie udało wejść ale i tak było fajnie. Schodząc w dół udało się Sonii wypatrzeć nornice, która przebiegała drogę i ukryła się pod kamieniem.
Dziewczyny widziały salamandrę plamistą, ale niestety nie miały aparatu aby zrobić jej zdjęcie. Wyjazd zaliczyłyśmy do ściśle przyrodniczych, a to za sprawą studiowania książki Przewodnik przyrodniczy po Tatrach Polskich.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz