Historia zaczyna się tak… dawno, dawno temu… a nie sorry. To nie ta bajka. Był słoneczny, niezbyt mroźny poranek, który nastał po krótkiej nocy :/ Wyjazd zaplanowany na godzinę jakoś 11:00. Ponieważ samochód był w Sosnowcu, a my w Siemianowicach musiałyśmy dostosować się do wymagań i zarządzeń KZK GOP, które to ogłosiło iż nasz autobus odjeżdża o godzinie 11:07. Koło 12:00 miałyśmy odebrać Monikę z pracy, „hacząc” po drodze o Beatę S. Prawie nam się udało… I tu w tym miejscu zwalam wszystko na Monikę, która musiała zostać dłużej w pracy :P Udało nam się wyjechać przed 13:00. Hołowczyc tak się rozpędził, że poprowadził nas przez kozie wólki więc na miejscu byłyśmy coś koło hm…17? (bez komentarza!)
W drodze na górę czułam niemoc. Taką straszną niemoc… Jakoś tak nic ze mną nie współpracowało więc marudziłam sobie pod nosem. U góry czekali na nas: Arek, Sławek, Jacek i Andrzej. Ogarnęłyśmy się z dziewczynami. Zrobiłyśmy walkę o łóżka i poszłyśmy do chłopaków oczekiwać na resztę.
W niedługim czasie pojawili się Edyta z Krzysztofem (zdrajcy, którzy poszli się umyć!!!), a za nimi cała reszta pielgrzymki. Przyszły całe rodziny: matki, córki, żony i ich mężowie (którzy w kajecie Beaty zapisani byli pod hasłami Ela, Ela, Ela, Ela..i Edzia, Edzia…). Zjawiła się także „młodzież”, która w dniu następnym zaopiekowała się Moniką, która niestety musiała wracać do domu…
Biesiadowanie zaczęło się od bigosu i rozdania prezentów upamiętniających wyjazd NOGI ZA NOGĄ!
Później było tylko lepiej… były gitary, napoje i śpiewy. Bawiliśmy się tak dobrze, że o 22:00 nas uciszano :/
Nazajutrz nastał dzień kolejny (kto by się spodziewał…?).
W niedługim czasie pojawili się Edyta z Krzysztofem (zdrajcy, którzy poszli się umyć!!!), a za nimi cała reszta pielgrzymki. Przyszły całe rodziny: matki, córki, żony i ich mężowie (którzy w kajecie Beaty zapisani byli pod hasłami Ela, Ela, Ela, Ela..i Edzia, Edzia…). Zjawiła się także „młodzież”, która w dniu następnym zaopiekowała się Moniką, która niestety musiała wracać do domu…
Biesiadowanie zaczęło się od bigosu i rozdania prezentów upamiętniających wyjazd NOGI ZA NOGĄ!
Później było tylko lepiej… były gitary, napoje i śpiewy. Bawiliśmy się tak dobrze, że o 22:00 nas uciszano :/
Nazajutrz nastał dzień kolejny (kto by się spodziewał…?).
08:30 śniadanie. Jajecznica. Nawet zjadliwa. Coś koło godziny 10:00 wyruszyliśmy na poszukiwania niejakiego śniegu kierując swe zacne stopy w kierunku schroniska na Przegibku. Tzn. kto poszedł ten poszedł.
Grupka wzajemnej adoracji celebrowała akurat chmiel… Stwierdzili, że nas dogonią -> Monika, Arek, Jacek, Sławek i Andrzej. Trzeba przyznać, że prawie im się udało. Oni wchodzili do schroniska, a my zbieraliśmy się do wyjścia. Pogoda dopisywała. Słońce przyświecało. Ptaszki śpiewały. ZIMA jak się patrzy!
Po powrocie do naszej bazy stacjonarno-wypadowej zasiedliśmy do stołu i oczekiwaliśmy strawy, która jak na złość kazała na siebie czekać. W między czasie świętowaliśmy urodziny niejakiego Mariusza Ka. Wyciągnęliśmy zatem asortyment z napojami kolorowymi… - tak co by się nie nudzić za bardzo. Po uroczystych śpiewach i obiadokolacji nadeszła ta chwila kiedy to jakże nieuprzejmy pan schroniskowy (którego najwyraźniej drażniła nasza obecność) pożyczył nam rzutnik i ekran. Zaprezentowałyśmy prezentację dotyczącą naszych szalonych wakacji „Lanosem przez Polskę” i dalej się bawiliśmy.
…a nad ranem… Jola szukała wody! Robiła to tak cicho i subtelnie, że prawie wszystkich obudziła. Trza przyznać, że była wytrwała ponieważ wodę znalazła!
…a nad ranem… Jola szukała wody! Robiła to tak cicho i subtelnie, że prawie wszystkich obudziła. Trza przyznać, że była wytrwała ponieważ wodę znalazła!
Rano, po śniadaniu, przyszedł czas na pakowanie. Poszło dość sprawnie. Później już tylko wspólne zdjęcie i sru…na dół.
W drodze powrotnej zatrzymaliśmy się w Rajczy na kawie, pizzy i deserze!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz