Miejsce i godzina wyjazdu: sklep TUTTU, godzina 7:15!
Skład: Beata, Hania, Edyta, Irek no i ja… :)
Gdyby nie Hania stojąca w korku (za tramwajami, które można było ominąć) wyjechalibyśmy o czasie (co rzadko nam się zdarza? :D ). Gorce leżące pod samiuśkimi Tatrami przywitały nas piękną pogodą. Na miejscu byliśmy jakoś o 11:00 (po drodze przerwa na kawę i takie tam…).
W górę! Szlak okazał się być całkiem przyjemny. Irek wypruł gdzieś w przód. Ja z Beatą pośrodku starając się utrzymać grupę w „kupie” (jakkolwiek to brzmi), a Hania i Edyta na samym końcu. Ciągle zagadane. Jak nie gadały to sikały lub robiły zdjęcia! Im bliżej schroniska tym więcej ludzi napotykaliśmy, im wyżej tym piękniejsze widoki!
W samym schronisku przepiękna choinka i ogromny tłum! Trzeba przyznać, że zupy mają bardzo dobre. Polecam każdemu. Szczególnie czosnkową lub borowikową (przetestowane). Po zjedzonej zupie przyszło nam testować herbatę jaką kto ma w termosie. Próbując herbatę którą przygotowała Hania okazało się że czuć jedynie cukier i imbir z wodą niestety bez herbaty.
Dialog Beaty z Hanią:
H: włożyłam herbatę i wyciągnęłam myślałam że się zrobiła
B: ale Haniu trzeba dłużej trzymać herbatę przecież ona nawet nie ma koloru
H: a skąd ja mam wiedzieć że ona nie ma koloru przecież w termosie jest ciemno!
Ehh hasło nam zostało w pamięci do końca wyjazdu.
Dialog Beaty z Hanią:
H: włożyłam herbatę i wyciągnęłam myślałam że się zrobiła
B: ale Haniu trzeba dłużej trzymać herbatę przecież ona nawet nie ma koloru
H: a skąd ja mam wiedzieć że ona nie ma koloru przecież w termosie jest ciemno!
Ehh hasło nam zostało w pamięci do końca wyjazdu.
Posiedzieliśmy chwilę i po 15:00 udaliśmy się w drogę powrotną.
Zdziwiliśmy się trochę kiedy minął nas partyzant… jeden, drugi, potem trzeci. I w końcu napotykamy całą grupkę partyzantów. Hania nie wytrzymuje i z ciekawości pyta „przepraszam panów, a co to za święto?” Jak się dowiedzieliśmy wczoraj mijała 70-ta rocznica zniszczenia obozu partyzanckiego pod Czerwonym Groniem (ciekawych tej historii odsyłam do strony Gorczańskiego Parku Narodowego: Obozy Partyzanckie w Gorcach)
Słońce zaszło, pożegnało nas równie pięknymi widokami. Robiło się ciemniej, i ciemniej, a Hanka zostawała gdzieś w dali.
Nagle olśniło ją! Przecież ma nową latarkę! Włączywszy ją natychmiast nas dogoniła (i nie omieszkała powiedziesz wszystkim dookoła, że owa latarka jest do du*y i niestety odda ją do reklamacji!). Trochę się zdziwiliśmy napotykając w środku lasu grupę młodych ludzi siedzących przy ognisku (to tak rzadki widok… szczególnie w grudniu!).
Po drodze Hania pyta się Beaty ile kilometrów dziś zrobiliśmy:
H: Beata ile dzisiaj kilometrów zrobiliśmy?
B: 16 km
H: no ale powiedz tak na oko.
B: 16 kilometrów
H: no bo wiesz chciała bym wiedzieć ile tak idziemy z tej Łopusznej
- wszyscy śmiech
B: Haniu 16 kilometrów
Całą sytuacje, że się śmiejemy wyjaśniłam Hani i sama zaczęła się śmiać.
Dotarliśmy do samochodu (18:15). Przebraliśmy się, zapakowaliśmy wszystko do bagażnika i ruszyliśmy w kierunku domu…
To nie koniec tej historii. Wisienkę na torcie zauważyłyśmy z Beatą rano! Zaczęłam szukać portfela… No przecież tu był (w środku wszystkie dokumenty)! Wyciągnęłam z plecaka, położyłam na stół!!! Gdzie on jest?! Musi tu być! …wsiąknął. Choć nie! Na pewno jest w samochodzie. Przecież nim odjeżdżaliśmy spod szlaku Beata zapytała czy będę wyciągała coś z plecaka nim wpakuje go do bagażnika. Wyciągnęłam telefon i portfel… Musi być zatem w samochodzie. Przekopałyśmy wszystko – nie ma! Jak to nie ma?! No musi tu być! Naprawdę go nie ma?!
…ponieważ byłyśmy już spóźnione do pracy pojechałyśmy bez dokumentów z samochodu.
Znacie to dziwne uczucie, ten ułamek sekundy kiedy jak strzała dociera do Was co się stało?? …przypomniało mi się. Po wyjęciu z plecaka telefonu i portfela, to pierwsze wylądowało w kieszeni spodni, a drugie pomiędzy otwartą klapą bagażnika, a tylną szybą (nie pytajcie dlaczego… ). Zamknęliśmy bagażnik, portfel spadł na ziemię, a my odjechaliśmy… Co tu robić? Jaka to w ogóle była ulica? Beata podsunęła mi numer do jakiejś agroturystyki. Mówi dzwoń! Pytaj! Może ktoś coś widział, ktoś coś wie? Jak już w plątaninie słów powiedziałam uprzejmej Pani, że portfel…że może ktoś widział? Oddał? Eh… Pani powiedziała, że zapyta sąsiada i że mam oddzwonić za pół godziny. Po 15min oddzwania. Myślę sobie super…pewnie nie ma. I co słyszę? No wiesz pani… jest ten portfel. Miała pani szczęście nikt jeszcze nie przechodził szlakiem i portfel leżał na ziemi… Kamień spadł mi z serca! I taki oto jest szczęśliwy koniec tej historii.
Dziękuję wszystkim za wyjazd!
Łopuszna – Turbacz – Łopuszna
Długość trasy: ok. 16 km;
Szlak: niebieski, czerwony i czarny.
To nie koniec tej historii. Wisienkę na torcie zauważyłyśmy z Beatą rano! Zaczęłam szukać portfela… No przecież tu był (w środku wszystkie dokumenty)! Wyciągnęłam z plecaka, położyłam na stół!!! Gdzie on jest?! Musi tu być! …wsiąknął. Choć nie! Na pewno jest w samochodzie. Przecież nim odjeżdżaliśmy spod szlaku Beata zapytała czy będę wyciągała coś z plecaka nim wpakuje go do bagażnika. Wyciągnęłam telefon i portfel… Musi być zatem w samochodzie. Przekopałyśmy wszystko – nie ma! Jak to nie ma?! No musi tu być! Naprawdę go nie ma?!
…ponieważ byłyśmy już spóźnione do pracy pojechałyśmy bez dokumentów z samochodu.
Znacie to dziwne uczucie, ten ułamek sekundy kiedy jak strzała dociera do Was co się stało?? …przypomniało mi się. Po wyjęciu z plecaka telefonu i portfela, to pierwsze wylądowało w kieszeni spodni, a drugie pomiędzy otwartą klapą bagażnika, a tylną szybą (nie pytajcie dlaczego… ). Zamknęliśmy bagażnik, portfel spadł na ziemię, a my odjechaliśmy… Co tu robić? Jaka to w ogóle była ulica? Beata podsunęła mi numer do jakiejś agroturystyki. Mówi dzwoń! Pytaj! Może ktoś coś widział, ktoś coś wie? Jak już w plątaninie słów powiedziałam uprzejmej Pani, że portfel…że może ktoś widział? Oddał? Eh… Pani powiedziała, że zapyta sąsiada i że mam oddzwonić za pół godziny. Po 15min oddzwania. Myślę sobie super…pewnie nie ma. I co słyszę? No wiesz pani… jest ten portfel. Miała pani szczęście nikt jeszcze nie przechodził szlakiem i portfel leżał na ziemi… Kamień spadł mi z serca! I taki oto jest szczęśliwy koniec tej historii.
Dziękuję wszystkim za wyjazd!
Łopuszna – Turbacz – Łopuszna
Długość trasy: ok. 16 km;
Szlak: niebieski, czerwony i czarny.