Trasa okazała się być dłuższa niż planowałyśmy ponieważ już przed Oświęcimiem okazało, że rozpoczął się remont drogi… Nic fajnego – godzina stania w korku! W miedzy czasie zadzwoniły do nas dziewczyny z drugiego samochodu, że jechały jakąś okrężną drogą i chyba są daleko za nami. Wjechałyśmy zatem na ulubioną stację BP by tam w oczekiwaniu na zabłąkane owieczki rozkoszować się smakiem pysznej kawy. Pozostało tylko wykonanie telefonu i udobruchanie pani w schronisku, że będziemy później niż się zapowiadałyśmy i czy zapytanie czy istnieje jakaś szansa żeby nasza ciepła kolacja zaczekała? :D …całe szczęście była to kobieta o złotym sercu więc nie było problemu. Żeby nie rozpisywać się za bardzo… skrócimy trasę… Jesteśmy na miejscu. Czas otwierać szampana! Czołówki na głowy bo ciemno jak w D****, bagaż na plecy, szampan do ust i w drogę. Jak na październikową noc jest bardzo ciepło. Do tego stopnia, że postanowiłam zrzucić odzienie wierzchnie i pozostać w krótkim rękawie.
Towarzyszki nawet nie marudzą… Po drodze podziwiamy atrakcje. Począwszy od nieba pełnego gwiazd poprzez 3 salamandry (1 para i 1 singiel). Po godzinie trochę zaczęłyśmy się rozciągać więc co jakiś czas była krótka przerwa na pokrzepiające napoje żeby koniec mógł nas dogonić :D
Za ostatnie podejście chciano nas zamordować… Miało być takie łatwe, nie strome i ogólnie przyjemne… Cóż – sama zdziwiłam się, że było dość wymagające :D Już widać maleńki domek ze światełkami, dym uchodzący z komina… toż to tam! Tam czeka kolacja! Tam jest nasz ciepły, pyszny bigos!!!
Przywitałyśmy się z Beatą i Ulą (które jak się okazało przyjechały chwilę przed nami ponieważ zamiast pod Suchą Beskidzką najpierw zajechały gdzieś pod Kraków? – podobno też jest tam Sidzina).
Jest Ci on – „BIDŻIS” w czystej kapuścianej postaci. Czas rozpocząć biesiadę! Na wstępie kilka słów od organizatora – prezes Beaty. Podziękowanie za trud i wysiłek włożony w dotarcie na szczyt oraz rozdanie souvenirów! Następnie otworzenie kolejnego szampana i świętowanie urodzin HANI, która z tej okazji upiekła jedyną w swoim rodzaju szarlotkę z aronii.
Przepis:
Dzień 2
Wielkie poruszenie z rana ponieważ dziewczyny wreszcie miały okazję zobaczyć gdzie się wdrapały. Przepiękny świt z panoramą Tatr każdemu dał moment dumy, że pomimo zgiełku codziennego życia udało się wyrwać z szaro-burego miasta właśnie po to żeby móc podziwiać takie widoki.
Zjadłyśmy śniadanie, wypiłyśmy kawę na tarasie. Biedronka przygrała nam na gitarze i zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia.
Przepis:
- 2 jabłka;
- Aronie;
- 3 zwiędłe marchewki;
- Reszta składników „na oko”.
Uroczyste odśpiewanie hymnów urodzinowych, toast no i czas na prezent… W prezencie od całej naszej 10-tki Hania dostała śpiwór (jak się okazało był bardzo ciepły – Hanka spała PRAWIE NAGO!)
Dzień 2
Wielkie poruszenie z rana ponieważ dziewczyny wreszcie miały okazję zobaczyć gdzie się wdrapały. Przepiękny świt z panoramą Tatr każdemu dał moment dumy, że pomimo zgiełku codziennego życia udało się wyrwać z szaro-burego miasta właśnie po to żeby móc podziwiać takie widoki.
Zjadłyśmy śniadanie, wypiłyśmy kawę na tarasie. Biedronka przygrała nam na gitarze i zaczęłyśmy się zbierać do wyjścia.
Kierunek: CUPEL
Pomalutku, z nóżki na nóżkę z przerwami na hmm :D – spacerowałyśmy. Po drodze godzinna przerwa… A po 3 godzinach marszu, kiedy to doszłyśmy do wniosku, że na Cupel jeszcze daleko (choć wg szlaków 2,5h) zaczęłyśmy pomału wracać.
Pomalutku, z nóżki na nóżkę z przerwami na hmm :D – spacerowałyśmy. Po drodze godzinna przerwa… A po 3 godzinach marszu, kiedy to doszłyśmy do wniosku, że na Cupel jeszcze daleko (choć wg szlaków 2,5h) zaczęłyśmy pomału wracać.
Po dotarciu czekałyśmy na obiadokolację… a po posiłku… biesiady ciąg dalszy! Była gitara, śpiewy, wielu innych turystów – impreza rozkręciła się na całego! Klimatycznie. Schronisko w pełni oblegane.
Dzień 3
Śniadanie – już nie było tak kameralne. Na stołówce ciasno. Stoliki oblegane. Skąd Ci wszyscy ludzie? J Śniadanie znowu pyszne aż nie chce odchodzić się od stołu… Nadchodzi jednak czas na pakowanie. Do godziny 11 musimy opuścić pokój. Dzięki uprzejmości właścicieli mogłyśmy zanieść plecaki do „piwniczki” i spokojnie, bez bagażu pójść na POLICĘ, która powitała nas halnym!
Śniadanie – już nie było tak kameralne. Na stołówce ciasno. Stoliki oblegane. Skąd Ci wszyscy ludzie? J Śniadanie znowu pyszne aż nie chce odchodzić się od stołu… Nadchodzi jednak czas na pakowanie. Do godziny 11 musimy opuścić pokój. Dzięki uprzejmości właścicieli mogłyśmy zanieść plecaki do „piwniczki” i spokojnie, bez bagażu pójść na POLICĘ, która powitała nas halnym!
Wiało tak mocno, że niektóre drzewa wyglądały jakby miały się zaraz przewrócić. Ogólnie rzecz biorąc Polica wygląda jakby życie tam umarło. Dosłownie i w przenośni. Powysychane, połamane i poprzewracane drzewa przypominają jakże smutną historię, która miała tam miejsce. Otóż 2 kwietnia 1969r. na Policy rozbił się samolot Polskich Linii Lotniczych LOT, w którym zginęli wszyscy pasażerowie i załoga w liczbie 53 osób. Na szczycie stoi pamiątkowa tablica z nazwiskami pasażerów, przy której stanęłyśmy w chwili zadumy po czym rozpoczęłyśmy wracać do schroniska.
Po powrocie szybki obiad, kawa i w drogę! Schodząc w dół dziewczyny stwierdziły, że „dobrze, że wchodziły nocą”… przynajmniej nie było widać stromości podejść
I tak zakończyła się nasza pierwsza przygoda zorganizowana przez „NOGA ZA NOGĄ”!
Dziękujemy!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz